Resztkami truchła zdechłej Almy handluje teraz Rzapka. Nie dajcie się zwieść obietnicy sprzedawcy (jeśli akurat traficie na takiego, co nie będzie się bał mówić po polsku), że to sam cymes za niski piniondz od syndyka masy upadłościowej. Tempranillo nie jest winem wybitnym, ale zazwyczaj jest spoko, to też jest spoko, tylko strasznie cieniutkie – fakt, dla miłośników półsłodkich karłów rossi, będzie w sam raz, ale my smakosze win tanich i dobrych (bo są dobre i tanie) kupujemy leprze w biedaromce. Pójdzie do gara z młodocianą krową.
ocena: 2½ kieliszka
Ostatnio brazylijskie piwo (wiadomo) niedługo kolejną whisky (bo przecenili).
Instagram.com/ Romek_Samolot
Nic w sumie godnego zapamiętania, dwa czerwone, jedno białe, młode, wszystkie mieszanki (kupaże); Saint-Emillion odrobinę wyróżnający się tradycyjnym mieszaniem merlot z cabernetem. Wina o większej kwasowości, którymi popiliśmy różne mięsa, sery, brytyjskie kiełbasy z brązowym sosem cebulowym i których pewnie więcej nie kupimy. Tyle jeszcze nieznanych win do kupienia.
Wypite trunki w większej ilości można obserwować na Instagramie jak mię się chce postować i komuś się chce obglądać.
Z ceryfikatem europejskim, smakiem i niezaspokojonym pragnieniem. Wino z południa Francji z Langwedocji, z apelacji Corbieres – z rodzinnych winnic niedaleko Narbonne i klasztoru Frontfroide. Kto chce niech pogógluje.
Mieszanka, kupaż, cuvee szczepów Macabeu, Grenache blanc i Carignan blanc, z 2012 roku. Jasno żółte, śmieszne wino o zapachu kwitnącego głogu i posmaku cytrusów. Smaczne i niedrogie. Pasujące do sałatek, kozich serów, rybki stir frajowanej na pseudo orientalnie.
My jedliśmy z Caprese bo pomidry w sezonie i z papryką (słodką nadziewaną kozim serem).
Jako, że pijemy ostatnio więcej piwa niż dawniej wina to i kupujemy tańsze. Tańsze wcale nie znaczy złe. Doskonałe jako popitka do codziennego jedzenia i wypełniacz wieczorów nad kolejną rybą czy sałatą z mięsem.
Tym razem 100% chardonnay z malutkiej wioski Aze z północno zachodniej części apelacji Macon w Burgundii. Wino nie widziało dębu więc nie jest ani kwiatowe, ani słodkawe, doskonale wytrawne, mineralne co w sumie wzmacnia aromat i smak cytrusów czy (niekoniecznie jabłek). Brak melona co uważam za zaletę. Dobre do wędlin, sałat, drobiu, 13% prądu, od jednego z większych handlarzy burgundzkich. W dodatku tanie.
My popiliśmy Ploughman’s lunch.
Robiąc taką małą pętelkę po zachodniej Turcji zawitałam do winnicy Büyülübağ na wyspie Avşa. Winnica jest mała, została zbudowana w 2005r. zgodnie z ideą gravity flow. Ma parę win w ofercie.
Na miejscu miałam okazję zobaczyć jak to wszystko wygląda od środka i spróbować kilka win na tarasie z przepięknymi widokami.
Przy tych beczkach taka trochę konsternacja nastąpiła, bo chłopak powiedział o tempranillo z Włoch, a ja burak wiedziałam tylko o tempranillo z Hiszpanii. To się dopytałam czy aby na pewno, że może źle zrozumiałam, przecież tempranillo jest hiszpańskie, ale nie. Z Włoch. No, ale sobie w domu wygooglałam i podobno są takie i siakie. Chociaż te włoskie (toskańskie) i tak zostały sprowadzone z Hiszpanii jakieś 300 lat temu.
Pierwszym winem, które spróbowałam w domu, było różowe Iris.
Bardzo przyjemne wino. Wyraźnie czuć truskawkę i goryczkę wiśni, ale bez skojarzeń z owocowym kompotem. Jest wytrawne z przyjemnym posmakiem cytrusów. Wypiliśmy do różowej Barbunya (eng. red mullet, pl. barbata), krewetek i zapiekanych warzyw w oleju z oliwek.
Przesyłam gorące jak rozgrzany do czerwoności piekarnik pozdrowienia z południowowschodniej Turcji, a dokładnie z miasta Mardin, dla wszystkich pijaków (nieczytających proszę pozdrowić).
W związku z tym, że dzisiaj siły lotnicze w Diyarbakır, z którego wyjechałam dzisiaj rano, zwiększyły poziom alarmowy do numero due oznakowany kolorem pomarańczowym (do wyboru jest jeszcze zielony i czerwony) i postawiło w stan gotowości 100 samolotów bojowych z pełnym zapasem amunicji, nie pozostało nam nic innego jak zacząć pić.
Pić wino syryjskie. Za Syrię, za pokój, za ludzi, którzy utknęli pomiędzy młotem, a kowadłem. I za wszystkich, którzy zostaną wciągnięci w tę chujnię i grzybnię when shit hits the fan.
Piję syryjskie wino produkowane w okolicach miast Mardin i Midyat jako część Wielkiej Tradycji na terenach Mezopotamii, tak wielkiej, że nie jestem w stanie o tym pisać i każdy musi sobie sam wygooglać. W miastach, gdzie mieszkają Turcy, Arabowie, Syryjczycy i Kurdowie. Gdzie dzisiaj właściciel sklepu musi zmienić szyld ze względu na nowe „prawo alkoholowe”, bo napis syryjskie wina musi być zmieniony na coś innego. Np. sklep syryjski.
Czerwone wina syryjskie to samobójstwo w tym temperaturach. Ale tak się poświęcam. Ciężkie i owocowe, przydałoby im się trochę więcej tanin. Robione są z regionalnych winogron Boğazkere. O ciemnym, fioletowym kolorze. Bardzo ładnie komponującym się z moimi jasno błękitnymi spodniami, jedynymi na następne trzy dni.
W weekend nie próżnowaliśmy, piliśmy. Tym razem, zawitaliśmy do dzielnicy Bebek: przebogatej, przedrogiej, przesnobistycznej i jakie tam jeszcze są prze- z tej kategorii.
Po co? Oczywiście, żeby pokazać tam swój różowy i przepocony ryjek wśród pięknych, gładkich i przypudrowanych ryjków. Poza tym, w Bebek znajduje się Browar Taps, którego piwa są przyjemną odskocznią od wszechobecnego i skomercjalizowanego Efes.
Tego dnia z beczki był Pilsen, Märzen i Dunkel.
Pilsener naprawdę mi smakował. Pełne, z goryczką i lekko kremowe. Natomiast kolejne dwa, Märzen i Dunkel, okazały się być bardziej jak oranżady, niż piwa ze swojego gatunku. Nie widać też więkzej różnicy między tymi dwoma. Myślę, że ich delikatny smak może być celowy, by trafić w gusta delikutasikowej klyjenteli. Gdyby przymkąć na to oko, to jednak całkiem przyjemnie się je pije w taki upał.
Niemniej, moim faworytem pozostaje Pilsener.
Oprócz piwa, Taps ma fantastyczną lokalizację, którą można zamienić w strategiczne Centrum Obserwacji Ludzi i Okolicy.
Gdzie wiecznie wiosna trwa.
Wypij żółte puszki,
Żółte puszki zmiażdż.
Nadal w puszkach z grzechotką, nadal azotowane z kremową głową, nadal jasny Guinness ale już nie z Manchesteru, a z Luton i wykupione przez belgijski koncern InBev. Cóż powoli piwa odchodzą do światowej dystrybucji w postaci masowego produktu.
Czasem piję Boddington Bitter bo jako miłośnik anglosaskiego piwa (UK + USA) warzonego metodą górnej fermentacji, nie jestem obiektywny – wypiję wszystko podpisane: ale, bitter, stout.
Spiłem to napiszę.
Prosecco Villa Marra. Vino Frizzante DOC 10,5vol.
Cena ok 30 zyla w sklepie małym a profesjonalnym bez zbędnego po polsku snobistycznego nadęcia zakupione.
Półwytrawne czyli półprodukt ale na żar z nieba idealne. Bukiet z wyraźną nutą melona i miodu! Po otwarciu nieco płaskie ale jak się trochę dotleniło, zyskało głębi. W smaku chrupkie, tostowe z przebijającym się wspomnieniem owoców tropikalnych o akcencie ananasowym. Dobrze zbalansowane jak to mawiają branżowi.
Bez fajerwerków ale jak na nasze warunki cenowe i nie marketowo – dyskontowo – terrorystyczne do przyjęcia.