Sprzedaliśmy lewadzgy fanpejcz na fejsie i stać nas na burbonik. Ten jest chyba najlepszy, może dlatego, że nie jest tak burbonowaty. Cymes. W kałflandzie za nieco ponad 100 PLN. Wart każdej złotówki.
ocena: 5 kieliszków
Wytrawni (nomen omen) koneserzy pogardzają irlandzkimi napitkami, mając je (i słusznie) za zbyt dziewczęce w charakterze. Ale, któź nie lubi od czasu do czasu czułej pieszczoty pełnej niewinnej słodyczy, delikatnych aromatów letnich sadów? No kto? Bo ja lubię. Po Redbreast Single Pot, to moja druga ulubiona irlandzka panienka. Łagodna, ale bez przesady, wyraźna i cudownie eksplodująca destylatem gdy już trafi na język. Takie desery po świątecznym obżarstwie lubimy najbardziej.
I oto zaświeciło słońce. W samej pierwszej połowie grudnia, która wygląda jak sam środek listopada, grzeją nas te same promienie zachodzącego lipcowego słońca, które grzały by nas, gdybyśmy owego lipca polecieli gdzieś hen, na szkocką wyspę, ale nie polecieliśmy… dziękujemy pan samolot.
Podobno oprócz soli (borzetymuj, jak ja lubię te eksplodujące między językiem a podniebieniem kryształki soli), czuć jeszcze torf (za chuja nigdy torfu nie żarłem, nawet tofu do ust nie brałem, więc wierzę na słowo) – z torfem czy bez – szkocka jaką lubię: charakterna i lekko drapieżna.
Moje najbardziej ulubione piwo na całym świecie. No. 1. Mój najbardziej ulubiony browar na całym świecie. Bardzo prawdziwe IPA z północy Szkocji. Niebo w gymbie.
Ze Szkocji, z delikatnym aromatem zielonego ogórka i płatków bułgarskiej róży, bez aromatu ziołowego czy cytrusowego, łagodny acz mocny gin.
Tym razem zgodnie z panią koszyczek dajemy „two thumbs up”, czyli prostujemy kciuki by łatwiej złapać szklankę.