To nie mógł być tylko przypadek, że akurat gdy pan Roman ogłosił przejęcie bloka, a także pojawił się tajemniczy pan Blaaszka, podczas zakupów moim oczom ukazała się butelka różowego wina, którego przestałam szukać, bo straciłam nadzieję na znalezienie. To musiało być przeznaczenie, znak tzw. opaczności.
Założycielem winnicy Selendi jest były CEO tureckiego banku Garanti, Akın Öngör. Jego czerwonym winem zachwycałam się już wcześniej na łamach naszego kochanego wypijmy, wypijcie.
I tym razem się nie zawiodłam. Rocznik 2011. Grenache, Mourvedre, Cinsault, Shiraz. 12,5%. Wino ma ciemnoróżowy, malinowy kolor. W smaku truskawki i wiśnia, delikatne cytrusy i taniny. Wino jest przyjemnie kwaskowate i orzeźwiające. Fantastyczne, aż sobie z przyjemności cmokałam. 35TL w Macrocenter.
Żeby nie odstawać od towarzystwa, też napiszę, co jadłam. Małże jadłam. Tak jak niespodziewanie trafiłam na to wino, tak też niespodzianką były małże. Już wyrwane z muszli, pływały w wodzie, więc trochę stracha było. Ale żyję, to mogę powiedzieć, że dusiłam je z cebulą, czosnkiem, pietruszką, bazylią, solą i pub biber w wyżej wymienionym winie i oliwie z oliwek wyprodukowanej przez babcię mojego kolegi z fabryki.