Takiego syfa się napiłem (wyplułem, wyplułem – bez połyków), że mózg staje. Na butelce stoi jak byk w 4 językach, że piwo ze smakiem tequili. Myślę gorąco, człowiek się poci – po co nalewać kieliszek tequili i popijać piwem skoro można zamienić dwie czynności jednym podniesieniem do ust. Sprzwdziłem na internetach – wyszło, że robią Francuzi.
Kupiłem.
Napiłem łyka. Wyplułem.
Słodkie, o smaku nie tequili, bardziej słodzonej harbaty na dworcu w Koziej Wólce w mrokach PRLu. Paczę ci ja na tylnią stronę butelki, składam litery powoli jak pani w szkole uczyła – żeby się nie pomylić, a tam, że to wytwór Arcybrowaru w Żywcu na licencji Berlieta chyba i:
Definitywnie tylko dla DESPERADOS.