Zachciało mi się wrócić do jako tako przestrzeganej przeze mnie w PL tradycji spożywania bąbelków w soboty i niedziele. Bąbelki są fajne: można się elęgancko nawalić (jak Marlene Dietrich lub Marylin Monroe), są schłodzone (co za parę miesięcy będzie dosyć istotne), stymulują perystaltykę jelit (tak mi się wydaję i tej wersji będę się trzymać). Niestety, wybór nie zachwyca, a to co jest na półkach (przynajmniej w przypadku tureckich produktów) jest nasycane dwutlenkiem węgla. Nie znam się na sztuce tworzenia prawdziwych bąbelków, ale podobno są rezultatem ciężkiej pracy fermentacyjnej dzielnych drożdży zamkniętych w butelce. I takich właśnie win musujących szukam na weekendowe przed- lub popołudnia. Od jakiegoś czasu poluję na bąbelki Vinkary, ale nigdzie nie są dostępne. A jak już znalazłam, to zaskoczyła mnie cena, ubzdurałam sobie, że też będzie to w okolicy 25TL. Z tego zaskoczenia wybrałam butelke obok za 55TL. Cameo d’oro, producent Kayra. Mocno wyczuwalne drożdże i jabłko. Plus za nieagresyne bąbelki. Minus za brak wyraźnej wytrawności i mineralności, jak dla mnie zbyt owocowe. Jakość ok, ale w słabej relacji do ceny. Do czasu znalezienia zastępstwa, pozostaniemy w jako takiej przyjaźni. Pite ze szklanki do rakı, bo kształtem jej najbliżej do bąbelkoweg0 kieliszka.
tureckie
Wszystkie wpisy otagowane „tureckie”
Było już tureckie czerwone wino? Nie było. No to jestem pierwszaaaaaaaaaaa…aa.a…. Turcja na razie raczkuje (krótka historia tu, nie będę przepisywać) i tu od razu sobie wyobraziłam, że dawne wyciskanie winogron stopami tutaj odbywa się na razie kolanami i nadgarstkami. Cóż za poezja, ale musicie mi wybaczyć, właśnie obaliłam butelkę wspomnianego tureckiego czerwonego wina. Obaliłam, tak, to dobre wyrażenie, bo trochę z onym walczyłam. Kwaśne niemiłosiernie, a do tego waliło maliną i wiśnią (?) albo innym ciemnym i kwaśnym owocem. Ale nie bójta się wójta*, tonący brzytwy się chwyta*. Wspaniałym neutralizatorem dla tych skwaśniałych sików okazał się kozi ser rozbełtany w oliwie z oliwek. Z takim rozwiązaniem można śmiało sięgać do najniższej półki. Wyczytałam, że w niejakim Metro (à la Selgros, Macro) są nawet okazy po 7TL. Strach się bać*.Ten tutaj, na obrazku poniżej, kosztował 36TL, więc nie dziw, że szkoda było dać mu wolność wypuszczając przez dziurę w zlewozmywaku. Nawet strach dodawać do gotowania, bo zakwasi. Ok, wystarczy tych uprzejmości, zatem przedstawiam: Buzbağ Rezerv 2007 (to wszystko za karę, że taki rocznik wzięła z półki supermarkietu) z południowo-wschodniej prowincji Elazığ, czerwone i wytrawne, 13,5%, z mieszanki dwóch lokalnych gatunków Öküzgözü i Boğazkere.
Gusta się pije. Pszeniczne piwo produkowane przez molocha Efes w wersji jasnej i ciemnej. Na razie próbowałam jasną. Bez nadmiernej ilości gazu, niezbyt kwaskowate i niewodniste. Piana na długo nie zostaje, ale wystarczająco, żeby dorobic wąsy. Butelka 0,33l za 2,15TL.
A ponieważ nadal jestem bez aparatu, to linkuję również fotkę producenta… WordPress znowu szaleje i nie pozwala mi podpinać linków… http://www.efespilsen.com.tr/gusta.aspx