Tym razem Biedronka na serio zabrała się za import win z Hiszpanii, zadziwiające i godne pochwały. Wina proste stołowe ale już ze średniej (umówmy się) półki, nie ocet w butelkach, a solidne codzienne wina z określonych regionów – Denominazion de Origen. Ceny? 20 – 25 zł. Chyba taniej od benzyny. Jeszcze nie? Już niedługo.
Pierwsze (od lewej) białe, młode, oryginalne Albariño z Rías Baixas czyli hiszpańskiej Galicjii. Kiedyś Alma chciała 46 zł za dość marną butelkę tego wina – tu lepsze za połowę ceny. Wypiwszy z pół kolejowej cysterny Albariño w ciągu mojego zbyt długiego życia mogę polecić z czystym sumieniem – świeże, orzeźwiające, cytrusowe o dobrej kwasowości powoduje, że zaczyna żałować się odchodzącego lata. Dobre do frutti di mare, tajskiej i indiańskiej kuchni (tikka masala), nawet do sushi czy meksykańskich tacos. 13% prądu, 2011 rocznik.
Środkowe – czerwone tempranillo (nie wierzymy że w 100% ale…) z Toro. 2010, ciemne, gęste, 14,5%, 25 zł. Leżakowane pół roku w dębowych beczkach wydaje się zbyt łagodno-jedwabiste, może przebeczkowane? Niemniej – dobre czerwone wino do codziennego mięsnego posiłku (dla nas mięsożerców) lub do dojrzałych serów jak viejo Manchego z odrobiną oliwy (dla jaroszy).
Prawa strona to musująca Cava Brut – niestety z 10% dodatkiem chardonnay – doskonała jak na 20 złotową cenę. Jasny, słomkowy kolor i co najważniejsze dla mnie, nie ma posmaku jabłek. Bardzo mocno gazowana, 11,5%, z ociekającą złotem etykietką. Dobra do jedzenia, do którego specjaliści polecają szampan bezrocznikowy, a my chcemy wydać 10 razy mniej pieniędzy. Popijaliśmy nią grzanki z rozstopionym masłem pod ostatnimi kurkami tego roku w śmietanie, z dużą ilością pietruszki i szczypiorku. Sprawdziło się doskonale.
Ach, tyle złota! To chyba specjalnie dla mnie, dziękuję dziękuję.
Pani pamięta, że to jak znak zakaz wjazdu.
nie mam prawa jazdy
ja nie o samochodach ani ruchu drogowym
Zwróciłbym uwagę na to, że raczej nie powinno się nazywać win, które mają apelację stołowymi. Jasne, że w tym przypadku chodzi o to, że to wina pasujące bardziej do jedzenia niż pite solo, ale wyrażenie wina stołowe jest raczej zarezerwowane dla najgorszego typu win(przynajmniej teoretycznie), które nie spełniają wymogów apelacji.
Albarino piłem, był to mój pierwszy kontakt z tym szczepem, od razu pozytywny – do ryb to wino wprost idealne.
Dokładnie, wina stołowe to te, które nie uzyskały apelacji ale we Francji mamy Vin de Pays – niby stołowe – zmienione ostatnio na PGI – Indication Géographique Protégée co od razu wykorzystali producenci najgorszego chłamu oznaczając wina na etykietach Vin de France albo PGI France. Poniżej są jeszcze Vin the Table. Ale to Francja – USA mimo chęci wprowadzania apelacji nadal posługuje się nazwą winnicy lub szczepu winogrona. No i EU z oryginalnym miejscem pochodzenia. Ciężko rozróżniać pisząc o różnistych.
Wobec tego wszystkiego ja na własne potrzeby zastosowałem podział na dwa rodzaje wina – wina stołowe=codzienne (z apelacją, doa, igt czy bez), domowe, do codziennego posiłku oraz wina od święta zaczynające się od 70 zł o których staram się nie pisać bo i tak wychodze na snoba.
Albarino jest bardzo popularne na świecie, nie wiem czy u nas się przyjmie – to z Biedronki przypomina mi niezłe tanie pite lata temu do krewetek po diabelsku (camarones el diablo):
https://www.box.com/s/teyzyubs4468k5gslpg3
A widział Pan kiedyś w Polsce Albarino w niskiej cenie? Ja w marketach w ogóle nigdy, a w sklepach internetowych, czy tradycyjnych, specjalistycznych jak jest to za 5 dych minimum, wniosek – nie ma żadnych podstaw, żeby stało się u nas popularne, zwłaszcza, że sam smak tego szczepu raczej nie dla typowego, polskiego podniebienia.
Racja – też tak myślę. Tak widziałem tanie i kupowałem ale w USA – to zlinkowane $9.99 w Whole Foods, a to:
https://www.box.com/s/udie8k5d6i9bgk105a0a
$5.99 kupowałem przez 3 lata w Trader Joe’s.
W Polsce długo szukałem i najtańsze było za 46zł w Almie; niestety muszę się przyznać, że nie znam polskiego podniebienia ani preferencji czasem słyszę głupoty od jakich włos jeży się na głowie.
Te głupoty to właśnie polskie preferencje – ma być słodko i tanio :/ Mam znajomą, która uwielbia Fresco, próbowałem z nią wypić kilka dobrych win i dalej uznaje, że Fresco to jest to…
Nawet nie wiem co to Fresco.